Pseudohistorycy uczą nas, że w średniowieczu miały miejsce prześladowania kobiet*, posądzanych o czary i kontakt z „mocami nieczystymi”. Tropieniem i osądzaniem wiedźm i czarownic zajmowała się wyspecjalizowaną instytucja kościelna, tzw. święta inkwizycja. Inkwizytorzy - w języku łacińskim „inquisitor” znaczy „badacz”! - wyjeżdżali w teren na specjalne kontrole. Na miejscu przesłuchiwali podejrzane kobiety, posługując się specjalnymi badaniami (torturami), po czym albo oddalali od nich wszelkie podejrzenia albo przekazywali je sądom, uprawnionym do orzekania surowych wyroków skazujących.
* W sprawozdaniach inkwizytorów słowo "wiedźma/czarownica" określano łacińskim terminem „malefice”, który oznacza dosłownie „słaby dochód” (benefice = dobry dochód, patrz także fisk, fiskalny itp. albo ang. Malefic = szkodliwy, zgubny)
Najczęściej stosowanymi przez inkwizytorów środkami dowodowymi i badaniami, którym poddawano wiedźmy i czarownice, były: 1) próba ognia (badanie rozpalonym do czerwoności żelazem) 2) próba łez (metoda kroplowa, mokra) 3) szukanie (szatańskiego) znamienia 4) próba igły 5) ważenie 6) próba wody (pławienie, topienie)
Zanim opiszę, na czym polegały owe metody, chciałbym od razu zwrócić uwagę na niesłychaną zbieżność wszystkich ww. prób z badaniem i cechowaniem monet ze szlachetnego kruszcu (srebrnych i złotych) przez organy administracji probierczej, czyli krótko mówiąc, z rozpoznawaniem podróbek i ściganiem fałszerzy legalnych środków płatniczych.
Z historii rozwoju średniowiecznych technologii wiemy, że wysokiej klasy specjaliści, posiadający wiedzę niedostępną ogółowi, starali się zachować tę wiedzę w tajemnicy. Doskonałym przykładem takiego postępowania byli np. specjaliści z dziedziny budownictwa, tj. „wolnomularze“ (niem. Freimaurer = wolni murarze!), którzy przekazywane z pokolenia na pokolenie tajniki wiedzy budowlanej zachowywali w wąskim gronie wtajemniczonych, kodując je za pomocą specjalnej symboliki, rytuałów i przekazów. Podobnie mogło być w przypadku inkwizytorów, których bardzo specjalistyczna wiedza, taka jak np. ważenie, cechowanie, pławienie czy topienie monet, była postrzegana przez laików jako coś niezwykle tajemniczego i niepojętego.
Studiując zwyczaje inkwizytorów, którzy oskarżone kobiety, obwinione o czary lub kontakt z szatanem, ponoć kazali wiązać i topić w wodzie – jeśli kobieta wypływała, to była winna, a jeśli się utopiła, to była niewinna, lecz miała pecha! – trudno nie zwrócić uwagi nie tyle na okrucieństwo, co na wyjątkową absurdalność takich praktyk. Oczywiście każdy może traktować taki przekaz historyczny jako prawdę i oczywistą oczywistość, jednak ten, kto ma choć odrobinę oleju w głowie, powinien zastanowić się nad tymi absurdami i spróbować zrozumieć, o co w tym wszystkim tak na prawdę mogło chodzić!
PRÓBA OGNIA polegała na tym, że zatrzymana kobieta chwytała gołą ręką rozgrzany do czerwoności pręt żelazny. Jeśli po kontakcie z rozgrzanym metalem ręka po trzech dniach dobrze się goiła, był to dowód, że oskarżona nie jest winna zarzucanych jej czynów. Źle gojące się rany wskazywały, że jest winna. Inna wersja tej próby polegała na przejściu gołymi stopami po rozgrzanych lemieszach* lub płonącym ognisku. Patrz niżej relief z katedry w Bambergu/Niemcy:
* Prawdopodobnie kolejny idiotyzm – słowo „lemiesz” jest b.zbliżone semantycznie do słowa „mieszek” (miech, dmuchawa), który służył do podtrzymywania ognia w piecu hutniczym.
Aż dziw bierze, że we wczesnym średniowieczu wierzono, iż Bóg uniewinni wszystkich, którzy w takiej sytuacji nie poparzą sobie nóg i dłoni od żaru ogniska czy od gorącego żelaza. Wątpliwości co do sensu i wiarygodności tej metody wyrażali nawet autorzy „Młota na czarownice”.
Ponieważ termometr wynaleziono dopiero na początku XIX wieku, więc "rozgrzane do czerwoności żelazo" mogło być i było w dawnych czasach używane do badania własności srebrnych i złotych monet, bowiem gwarantowało utrzymanie dość stabilnego reżimu emisji cieplnej, sygnalizowanego charakterystyczną barwą żaru. Kolor żarzenia stali (barwa nalotu) w zakresie temperatury od 700 do 900 oC zmienia się na przykład od koloru ciemnowiśniowego do jasnoczerwonego. I to właśnie takie narzędzie probiercze przykładano do monet w celu sprawdzenia ich reakcji na temperaturę. Złoto rozgrzane do temperatury 700-900 oC nie zmienia barwy, natomiast monety z miedzi, tombaku, cyny i ołowiu pokrywają się różnobarwnymi nalotami tlenków
albo wręcz ulegają stopieniu. Srebro także zmienia barwę. Pliniusz w swych dziełach wspomina o „badaniu srebra ogniem”, tj. na podstawie obserwacji zmiany jego barwy podczas podgrzewania. Także stare ruskie księgi handlowe wspominają, że w Rosji w czasach poprzedzających epokę Piotra Wielkiego złoto było sprawdzane "с пожега”. Wniosek z tego jest następujący: jeśli moneta po podgrzaniu przez kilka minut „rozpalonym do czerwoności żelazem” nie zmieniła barwy i nie pokrywała się nalotami, oznaczało to, że jest prawdziwa.
PRÓBA ŁEZ Środek dowodowy, jakim była próba łez polegał na tym, że odczytywano oskarżonej fragmenty z Biblii opisujące mękę i śmierć Chrystusa. Domniemana czarownica nie potrafiła w takim momencie ronić łez, co miało jednoznacznie świadczyć o zawarciu przez nią paktu z szatanem. Tylko z pozoru płacz na zawołanie był rzeczą łatwą. W praktyce okazywało się, że wystraszone i zdenerwowane kobiety najczęściej nie potrafiły przymusić się do łez.
Wyroby jubilerskie sprawdzane są wieloma metodami. Nawet dziś wciąż popularna jest dość przestarzała metoda kroplowa, czyli używanie samego chlorku złota bez iglic probierczych i kamienia probierczego. Okazyjnie sprzedawane obrączki z czerwonego złota, ocechowane znakiem probierczym 585, czasem okazują się zwykłym wyrobem z tombaku. Takie fałszerstwo jest dla specjalisty dość proste do wykrycia. W efekcie testu z wykorzystaniem chlorku złota pokaże nam się dość wyraźna plama. To metoda badania złota próby 585. Jeśli plama jest czarna oznacza to, że wyrób nie jest złoty. Jeśli bardzo ciemna - to przedmiot ma próbę niższą niż 585. Ten sposób, opisany wyżej na przykładzie obrączki z czerwonego złota, pozwala tak na prawdę sprawdzić czy przedmiot jest próby 583/585. Przedmioty niższej próby będą reagowały w opisany wyżej sposób, zaś przedmioty o próbie wyższej nie będą rozpoznane, w efekcie czego źle przygotowany specjalista sprawdzi nam złoto 750 i stwierdzi, że to próba 585.
"Próba mokra” to także sprawdzanie zawartości srebra w stopie, polegające na ekstrakcji roztworu azotanu srebra miareczkowaniem roztworu chlorku sodu. Prawdopodobnie ta metoda była przejęta od Arabów i rozprzestrzeniła się ok. 1400 roku z Paryża na całą Europę, jak donoszą stare kroniki.
Najprawdopodobniej pod „badaniem czarownic płaczem/łzami” krył się pierwszy z opisanych wyżej sposobów, tj. „metoda kropelkowa”. Inkwizytorzy doskonale wiedzieli, w czym rzecz, а reszcie ludzi nawet nie warto tego bliżej wyjaśniać. Zresztą i po co? Przecież i tak niewiele z tego zrozumieją. Nawet ci, co żyją w dzisiejszych czasach...
SZUKANIE DIABELSKIEGO ZNAMIENIA Dawniej uważano, że każda czarownica musiała podpisać pakt z diabłem, zaś ten, przypieczętowując cyrograf, napiętnował ją swoim znamieniem. W związku z powyższym inkwizytorzy poszukiwali na ciele podejrzanej szatańskiego znamienia, takiego jak np. pieprzyki, brodawki, kurzajki itp. Były to znamiona widoczne, łatwo dające się rozpoznać po publicznym obnażeniu i uprzednim wygoleniu całego ciała domniemanej czarownicy.
Numizmatycy zazwyczaj doskonale wiedzą, jakie cechy powinny mieć kolekcjonowane przez nich monety. Wartość monet rozpoznajemy m.in. po nominale, wybitej próbie, stemplach, napisach, datach i innych zewnętrznych znakach probierczych.
Takich właśnie zewnętrznych znamion szukali zapewne w pierwszej kolejności inkwizytorzy podczas oglądu i przeprowadzania dowodu z oględzin.
PRÓBA IGŁY Oprócz szatańskiego znamienia na ciele roznegliżowanejkobiety, które było dostrzegalne gołym okiem, istniały ponoć również znamiona niewidoczne, ujawniane dopiero za pomocą próby igły. Tego typu znamiona charakteryzowały się tym, iż po nakłuciu igłą nie krwawiły, zaś ukłuta osoba nie odczuwała bólu, co zdaniem inkwizytorów stanowiło dowód jej winy.
Die Nadelprobe ist eine der wichtigsten Hexenproben
Obecnie specjaliści-jubilerzy, zajmujący się skupem szlachetnych kruszców, są zazwyczaj wyposażeni w tzw. kamień probierczy, specjalne odczynniki/roztwory reaktywne i iglice probiercze. Wykorzystanie wielu metod równocześnie daje im gwarancję bezpiecznej wyceny i skupu. W dawnych czasach najczęściej spotykanym sposobem sprawdzania czystości złota było posługiwanie się kamieniem probierczym. Proces pomiaru był dość prosty w użyciu. Otóż złoty przedmiot, biżuterię bądź monetę pocierano o kamień, który następnie porównywano z zestawem igieł zawierających różne proporcje złota i srebra, złota i miedzi bądź innych metali (tzw. legatura). Wielu kupców nosiło ze sobą kamienie i igły probiercze, aby móc, bez względu na to, gdzie się znajdują, sprawdzać jakość nabywanych monet.
Zestaw złotych igieł probierczych
Jeszcze prostszym sposobem użycia igieł probierczych było „nakłuwanie”, czyli mówiąc fachowo robienie narysu na powierzchni badanego przedmiotu. Im wyższej próby jest stop igły wzorcowej, tym jest ona bardziej miękka i nie zostawia śladu na monecie z twardszego od niej stopu. Igły probiercze pojawiły się w zachodniej Europie w XIV wieku. Srebro było sklasyfikowane w 16 próbach łutowych*, natomiast złoto najpierw w 12, a w późniejszym czasie w 24 próbach wzorcowych. Oznacza to, że od sposobu standaryzacji ustanowionych prób zależała ilość igieł, wchodzących w skład pełnego zestawu probierczego.
* Srebro 16-łutowe: Łut to dawna jednostka miary masy, używana w Europie od średniowiecza do końca XIX wieku. Była stosowana przez kupców i mincerzy do określania wagi monet i wagi probierczej srebra. 1 łut = 1/16 grzywny lub 1/32 funta. W czasach, gdy srebra używano do bicia monet, podstawową jednostką wagi przy ustalaniu stopy menniczej była grzywna. Z jednej grzywny srebra o określonej próbie bito ustaloną liczbę monet. Grzywna dzieliła się na 16 łutów, toteż czyste srebro było 16-łutowe (16 łutów srebra na 16 łutów stopu). Analogicznie srebro 15-łutowe zawierało 15/16 srebra (czyli 937.5‰), 14-łutowe - 14/16 srebra (czyli 875‰) itd. Łut, który tak jak karat dla stopów złota, był miarą próby srebra, zaczął tracić swoje znaczenie, kiedy waluty krajowe przestały opierać się na srebrze, przechodząc w całości na złoto. Odtąd zawartość srebra w stopie podawana jest w promilach, choć nawet dziś stopy srebra używane w jubilerstwie bardzo często mają próbę łutową.
W świetle powyższych wyjaśnień zagadkowe stwierdzenie typu „nie czuły bólu” mogło oznaczać, że igła probiercza tej próby, którą powinien charakteryzować się stop użyty do wyrobu monety, nie zostawiała na niej narysu. Na przedstawionej wyżej starej rycinie ze sceną „badania czarownicy igłami” widać, że na stole leży dokładnie 15 igieł, a 16-tą igłę trzyma w ręku inkwizytor. Może to tylko świadczyć o tym, że przedmiotowa ekspertyza dotyczyła monet srebrnych (skala 16-łutowa!) Niemiecki podpis pod ryciną brzmi: „Die Nadelprobe ist eine der wichtigsten Hexenproben” (= próba igły jest jedną z najważniejszych prób czarownicy!). Zwróćmy uwagę na ostatnie słowo „Hexenproben”, w którym „Hexe” tłumaczone jest obecnie jako „czarownica/wiedźma”. Hex ma w języku niemieckim i łacińskim także znaczenie „szesnastkowy” (=heksadecymalny!). Czyżby zatem wiedźmy niemieckie były przeważnie ze srebra?
PRÓBA WAGI Oskarżoną dokładnie ważono - jeżeli wynik nie zgadzał się z odpowiednimi tabelami, kobieta była winna. Ważenie miało ujawnić, czy oskarżona posiada ciężar ciała adekwatny do swojej postury. Jak wierzono, czarownica jest znacznie lżejsza od zwykłego człowieka i dlatego potrafi szybować w powietrzu, na miotle!
Do dzisiaj zachowała się słynna „waga czarownic” w holenderskim miasteczku Oudewater. Ponoć przez setki lat pielgrzymowali tam przybysze z różnych krajów europejskich, by otrzymać swego rodzaju list żelazny. Był to „certyfikat", wystawiany przez radę miejską Oudewater, stwierdzający, że dana osoba została zważona na publicznej wadze targowej, wykazała się należytym ciężarem i świadectwo tej wagi jest dowodem całkowicie ją oczyszczającym od wszelkich podejrzeń o czarostwo.
Muzeum w Oudewater przyciąga obecnie tłumy turystów. Za niewielką opłatą każda kobieta może tam dać się zważyć i otrzymać pamiątkowy certyfikat, z tym że minimum wagowe wynosi 49,5 kg, co jest odpowiednikiem dawnego niemieckiego „cetnara”. Ciekawe, czy turyści chcieliby w ogóle zwiedzać dawną miejską wagownię (Oudewater Stadswaag), a dokładniej: Izbę Wagową Oudewater, bo tak tę instytucję, zajmującą się skomplikowanymi problemami standaryzacji, unifikacji i certyfikacji miar i wag, nazywano oficjalnie przez wiele stuleci, gdyby nie było w niej „wagi czarownic” (Heksenwaag)?
Mając do czynienia z fałszywymi i prawdziwymi monetami, które z wyglądu są pozornie jednakowe lub sprawiają wrażenie autentycznych, można wykryć fałszerstwo, posługując się wagą szalkową w dwojaki sposób: teoretycznie przez wielokrotne ważenie zmieszanych prawdziwych i fałszywych monet, bez użycia odważników, albo dużo łatwiejszym sposobem - przez porównanie wagi każdej podejrzanej monety z wagą monety prawdziwej, wzorcowej, położonej na przeciwległej szalce wagi. Czasami, gdy fałszerz posłużył się do podrobienia monet stopami metali o prawie identycznym ciężarze właściwym, co w monetach prawdziwych, ważenie nie pozwala jednoznacznie zdemaskować fałszerstwa i trzeba wtedy potwierdzić podejrzenia innymi badaniami, np. ważeniem monet zanurzonych w wodzie, odwołując się do prawa Archimedesa.
PRÓBA WODY jako kolejny środek dowodowy inkwizytorów - mogła przybierać formę „pławienia" lub „kąpieli". Najczęściej pławiono kobiety już podejrzane o czary. Pławienie polegało na tym, że oskarżoną wiązano „na krzyż”, tzn. przywiązywano lewą rękę do prawej nogi, a prawą rękę do lewej nogi, i na powrozie spuszczano do wody.
Jeżeli oskarżona utrzymywała się na powierzchni wody, było oczywiste, że jest czarownicą, jeżeli zaś tonęła bardzo szybko, wówczas oznaczało to, że jest niewinna. Sądzono, że woda nie chce przyjąć czarownic, gdyż te po ślubie z szatanem stają się bardzo lekkie.
„Kąpiel", jako drugi rodzaj próby wody, stosowano znacznie rzadziej niż „pławienie". Najczęściej stosowano ją wobec opętanych przez diabła, a tylko sporadycznie brano do kąpieli kobiety posądzone o spółkę z szatanem. Do tego zabiegu używano dużej kadzi. Woda powinna była być przecedzona przez prześcieradło, które służyło za filtr przed diabelskimi siłami. Niekiedy przez prześcieradło przepuszczano poświęconą wodę i na tym filtrze badano, co pozostało z kąpieli.
Znane wszystkim prawo hydrostatyki, nazwane imieniem Archimedesa, zostało odkryte jako metoda ujawniania fałszerstw metali szlachetnych. Genialny uczony - ponoć w kąpieli – zauważył, że ciało zanurzone w płynie traci tyle ciężaru, ile płyn przez nie wypchnięty, czyli tyle, ile waży taka sama jak one objętość płynu. Stąd już tylko krok do ustalenia ciężaru właściwego stopu metali i zawartości w stopie metalu szlachetnego.
Przy wykonywaniu próby wody korzystano przykładowo z takiej wagi szalkowej jak ta wyżej, jednak najpierw usuwano z niej szalki, po czym do ramion wagi podwiązywano cieniutkie nitki, na których podwieszano z jednej strony badaną monetę, a z drugiej strony monetę wzorcową. Być może nitka mocująca monety oplatała je „na krzyż”, podobnie jak to czyniono przy krępowaniu powrozem nóg i rąk „czarownic”. Obie podwieszone monety opuszczano następnie do naczyń wypełnionych wodą i obserwowano, czy przypadkiem ramiona wagi nie przechylą się. Jeśli ramiona zachowały położenie poziome, oznaczało to, że gęstości stopu metali w obu monetach są identyczne i badana moneta jest prawdziwa. W przypadku fałszerstwa moneta wzorcowa opuszcza się niżej w wodę, tzn. „tonie”, natomiast moneta, którą badamy, „wypływa” do góry, co znaczy, że została wykonana ze stopu niższej próby (o mniejszej gęstości jednostkowej) i jest fałszywa. Posiłkując się prawem Archimedesa, można było ustalić zawartość srebra lub złota w monecie. Do tego jednak potrzebny było bardzo wykształcony specjalista i większa ilość monet tej samej emisji, gdyż badanie pojedynczej sztuki było zbyt mało obiektywne i obciążone sporym błędem.
Zapierające dech w piersiach, bardzo sugestywne opisy rzekomych średniowiecznych polowań na czarownice tak wpływały na emocje i zachowania prostych ludzi, że jeszcze w XIX wieku zdarzały się sytuacje, że wieśniacy wrzucali na siłę do wody nienormalne/nienaturalne kobiety, za co byli - i słusznie - karani przez władze. Przekazywane z ust do ust podania głosiły, że gdy wrzucimy gołą, związaną babę do wody, to tylko niewinna kobieta może utonąć, a prawdziwa wiedźma zawsze wypłynie na wierzch!
Obecnie mamy wiek XXI, ale czy od czasów średniowiecza w głowach ludzi tak naprawdę dużo się zmieniło? |